
„Nie pozwólcie sobie wmówić, że bruschetta może składać się z czegoś innego niż posmarowanej oliwą kromki opiekanego chleba” – grzmi Marlena de Blasi. Bruschetta to po prostu opieczony chleb, najlepiej nad ogniem drzewnym lub w drodze wyjątku w piekarniku, polany dużą ilością oliwy.
Zajadamy więc smakowity chlebek sowicie spryskany oliwą (raz czosnkową, raz bazyliową) i popijamy wino. Pieczywo rozpływa się w ustach, my rozpływamy się nad prostotą a jednak egzotycznością tej potrawy. I wciąż nurtuje mnie ten pomidorowy dodatek.
Sięgam więc po ulubione „Sekrety kuchni włoskiej”, w której Elena Kostioukovitch wśród lokalnych potraw Toskanii wymienia oczywiście bruschette. I co? Autorka informuje, że bruschette to o zgrozo grzanki „posmarowane cielęcą śledzioną utartą z cebulą, saradelą, kaparami i pieprzem albo drobno siekanymi podrobami, wątróbką, podrobami z drobiu, płaskimi skorupiakami rawkami”. Na koniec dodaje na szczęście: „bruschette je się też tylko z kawałkami pomidora albo z dużą ilością oliwy z oliwek z solą (noszą wtedy nazwę fettunte)”.
Jestem ciekawa co na to Paolo Cozza, jak by nie patrzeć Włoch. Asekuracyjnie w swojej książce „Włoska kuchnia na polskim stole” podaje recepturę na bruschettę al pomodoro. Informuje przy tym ‘bruschetta jest jedną z najpopularniejszych przystawek we Włoszech. Można powiedzieć, że jest podobna do pizzy, mimo iż zamiast ciasta używamy opieczonego chleba. To, co do niego dodamy, zależy od naszej fantazji i smaku”.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz